Fragmenty zeznań Estery Rubinstein


Fragmenty zeznań Estery Rubinstein

– byłej więźniarki obozu pracy w Poniatowej (zachowane oryginalne brzmienie).

Do Poniatowa przybyłam w pierwszych dniach maja 1943 r. W Poniatowie było wówczas 18 000 Żydów./…/

Kilka dni leżeliśmy przed obozem na polach pod gołym niebem. Wreszcie wprowadzili nas do łaźni. Oddzielnie kobiety, oddzielnie mężczyzn. Po łaźni weszliśmy na teren obozu./…/

W obozie były szopy szewskie, krawieckie, rymarskie i przędzalnia. Był tam jeden olbrzymi barak z czteropiętrowymi pryczami. W baraku był zawsze ścisk, krzyk. Dużo ludzi było rozmieszczonych też w osiedlu, które znajdowało się kilka kilometrów od lagru./…/

Ten obóz miał być wzorem jak należy organizować warsztaty. Żydzi z Niemiec zajmowali kierownicze stanowiska grupowych, przeważnie pracowali na placówkach SS. Stosunki między Żydami były na ogół poprawne. Jeden drugiemu pomagał. Byli Żydzi, którzy przywieźli ze sobą dużo rzeczy. Na placówkach SS było o tyle lepiej, że komu się udało przewieźć trochę gotówki, ten mógł sobie jedzenie zakupić, bo przy tej pracy wychodziło się poza druty, ale praca na placówkach była ciężka, w warsztatach musiano wykonywać normę, jeśli ktoś normy nie zrobił, nie otrzymywał swojej racji, składającej się z 100 gram chleba i zupy. Z głodu jednak na ogół nikt nie umierał. Nastrój wśród Żydów był spokojny, myśleli, że wytrwają do końca wojny. Co rano odbywały się raporty. O 530 musiał każdy grupowy złożyć raport, ilu ludzi jest, jeśli ktoś był chory, grupowy musiał przedstawić zaświadczenie o jego chorobie. Był Lagerfuhrer Gley, który odbierał raporty. Apele i sprawozdania odbywały się ciągle. Ciągle sprawdzali, czy zgadza się ilość ludzi, ale doliczyć się nie mogli wobec takiej masy, gdyż ciągle ludzi przybywało i ubywało. W dzień wolny od pracy staliśmy cały dzień na apelu, a oni nie mogli się nas doliczyć. Mąż mój pracował w przędzalni, ja dostałam się do koszykarni. Gdy koszykarnia została zlikwidowana, dostałam się na placówkę SS /…/

Pracowało się stale pod batem, kobiety i mężczyźni musieli nosić ciężkie bele, padali z wycieńczenia./…/

Pewnego razu, a było to w Sądny Dzień, zażądano od nas pieniędzy, gdyśmy pieniędzy nie dali, kazano mężczyznom zdjąć spodnie, kobietom spódnice i dali nam baty. Był jeden Niemiec zwany „Kartoflarzem”, który znęcał się nad nami, inny miał przezwisko „Rękawicznik”, gdyż zawsze był w rękawiczkach, bił nas niemiłosiernie. Bardzo często wpadał jak szatan do baraku Lagerfuhrer Gley ze swoim psem. Było to straszne. Szczuł psa na ludzi. W baraku rozlegały się krzyki, lamenty, płacz dzieci. Ludzie uciekali. Biegł wówczas za ludźmi wraz ze swoim psem dopóki się nie zmęczył. Bardzo często urządzał takie rozrywki. Tak pracowaliśmy przez siedem miesięcy. W tym czasie odbywały się ciągle selekcje, rozłączano rodziny i wysyłano do innych obozów. Pod koniec września 1943 r. sytuacja bardzo się pogorszyła. Zdjęli nam buty i dali drewniaki. Na placówkach zjawiał się Lagerfuhrer Gley i Hering. Ten ostatni wjeżdżał na białym koniu w asyście żydowskiego chłopaka, specjalnie ubranego, który jeździł na osiołku. Gdy tylko się zjawiał na placu, ogarniała wszystkich panika, rozlegały się strzały i padały trupy. Tak żyliśmy w ciągłym strachu./…/

W końcu października 1943 r. odbył się wspólny apel dla wszystkich. Dostaliśmy rozkaz kopania dołów. Było to na dziesięć dni przed egzekucją./…/

Różnie tłumaczyli sobie tę nagłą pracę. Uspokajaliśmy się tym, że to rowy przeciwlotnicze i dla zamydlenia oczu kazali nam kopać je w zygzaki. W tym samym również czasie odebrali nam również siekiery i tasaki, a my wciąż pocieszaliśmy się, że nas zostawią. W czwartek rano, 4 listopada o godzinie 430, wpadł Gley do baraku i zaczął wszystkich wyganiać na plac. Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli się wzajemnie nawoływać. Staliśmy wszyscy na placu i nie wiedzieliśmy, co będzie. Jeden patrzał na drugiego. Oczekiwaliśmy ludzi z osiedla. Ludzie mówili, że będzie selekcja. Każdy starał się jakoś „wyglądać”. Kobiety zaczęły sobie szczypać policzki, by dobrze wyglądać. Tymczasem nadeszli ludzie z osiedla pod eskortą SS, połączyli się z nami i również zadawali sobie pytanie co to będzie. Takiego apelu jeszcze nie było. Z osiedla zebrano wszystkich, cały obóz. Wtem Gley i Hering wydali rozkaz zapędzenia wszystkich do baraku. Zaczęli nas gnać, bijąc pejczami. Ludzie zaczęli się cisnąć, wzajemnie nawoływać, matki pogubiły dzieci. W baraku już było pełno, nie było gdzie szpilki wrzucić, na pryczach i przed barakiem pełno ludzi, ale i tych wcisnęli do środka. W tym strasznym tłoku wielu padło na miejscu. Zaczęto wyprowadzać nas po 50-ciu. Jeszcześmy myśleli, że będzie selekcja. Każdy chciał być tym ostatnim. Jak długo mogłam, przeskakiwałam z mężem i bratem z pryczy na pryczę. Ale przyszedł taki moment, kiedy zostałam sama, straciłam orientację, rzuciłam się do drzwi. Wyszłam z innymi kobietami. Wokoło nas było pełno wojska z bronią w ręku. Troszkę dalej zobaczyłam stos butów, usłyszałam jak krzyczą „buty zdejmować” i dalej musiałam biec na bosaka. W oddali widziałam nagie kobiety, myślałam że to selekcja. Podeszłam bliżej, słyszę krzyki by się rozebrać. Z tłumu wybrali pewną ilość ludzi, którzy odbierali u innych rzeczy, kazali sobie oddawać złoto, brylanty, pieniądze. Wciąż szukałam ratunku. Zobaczyłam kilku mężczyzn, którzy układali ubrania. Udało mi się wkręcić między nich. Przed oczyma migało mi wiele nagich kobiet, widziałam jak je dalej gnają. Matki żegnały się ze swoimi dziećmi, wszyscy już wiedzieli, że idą na śmierć i że nie ma rady. Zdawało się, że to koniec świata. Tymczasem SS-mani zaczynają wyganiać i tę grupę, w której ja stałam, biją nas żebyśmy się rozebrali. Skoczyłam przez okno do baraku, gdzie rzucało się ubrania./…/

Już zupełnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Wiem tylko, że gnali nas do dołów, widziałam tylko, że nad grobami stoją SS-mani z automatami i strzelali w głowy nagich kobiet. Doły były już pełne trupów. Nie chcąc patrzeć jak mnie zabijają zasłoniłam rękami twarz i rzuciłam się z krzykiem „Szma Isroel” w dół. W tym momencie poczułam ból i tak zasnęłam. Jak długo spałam nie wiem, wiem tylko, że zrobiło się zimno i wtuliłam się między trupy. Słyszałam stękanie, jęki żyjących jeszcze ludzi. Chciałam kilka razy krzyknąć ale nie mogłam. Nagle poczułam jak ktoś podniósł moją głowę, to Niemiec sprawdzał czy ktoś jeszcze żyje. Wobec tego, że głowa była zalana krwią innych trupów, myślał że jestem martwa i poszedł dalej. Słyszałam jak chodzili i dobijali, słyszałam jęki kobiet, jedna z nich wołała o ratunek. Podeszli, odrzucili inne trupy, wydostali ją i dobili. Potem przyszło ich więcej. Chodzili po nas przykrywając nas choinkami. Słyszałam orkiestrę i inne krzyki. W jękach i bólach zasnęłam. Nagle obudziłam się nie wiedząc gdzie się znajduję. Zobaczyłam duży pożar i przypomniałam sobie opowiadanie brata, że Niemcy palą ludzi żywcem. Nie chcąc być spalona żywcem, natężyłam wszystkie siły by stanąć, ale nie mogłam. Zaczęłam się czołgać po trupach i wydostałam się przez pole do lasu. W lesie natknęłam się na nagą kobietę, również taką jak i ja./…/

Wędrowałyśmy lasem aż do rana. Postanowiliśmy przy wejściu do jakiejś chałupy skraść coś, gdyż na nago nie mogłyśmy chodzić. Rano weszłyśmy do jakiejś chaty, gwałtem ściągnęłyśmy z kufra obrus i tym okryłyśmy się./…/

Przez wsie chodzić w takim stanie nie mogłyśmy. Zmuszone byłyśmy chodzić polami, tak zbliżałyśmy się do Kazimierza. Po drodze natknęłyśmy się na kobietę. Była to Maria Maciąg ze wsi Rogowa, zainteresowała się naszym losem, pytając, czy nie jesteśmy z Poniatowa. Po dłuższej rozmowie przyznałyśmy się prosząc ją o pomoc. Wskazała nam drogę do wąwozu i powiedziała, że przyniesie nam trochę ciepłej strawy. Oczekiwaliśmy jej z niecierpliwością, pewne że nie przyjdzie. Wtem usłyszałyśmy jakieś kroki, przyszła ta sama kobieta z dzbankiem zupy. Dała nam zjeść i powiedziała że niczym więcej pomóc nam nie może./…/

Prosiłyśmy ją bardzo, żeby nas nie zostawiała. Po długich perswazjach zabrała nas do chałupy, dała nam ciepłą wodę, nareszcie mogłyśmy zmyć twarze zlepione krwią. Potem wyszukała jakieś łachy i ubrała nas. Byłyśmy szczęśliwe, że Pan Bóg zesłał nam anioła.

Źródło: Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, zeznanie 1013.